Sprawiedliwi - cz.I

     Janina i Marceli Górscy są zupełnie nieznani na lewobrzeżnym Urzeczu. Są za to dobrze znani w Otwocku, leżącym tuż za Wisłą na wysokości Konstancina, od którego w linii prostej dzieli go około 10 kilometrów. 

     W 1985 r. Instytut Yad Vashem uznał Marcelego i Janinę Górskich za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Zasadzone na ich cześć drzewka rosną w Jerozolimie, a jedna z ocalonych przez nich osób,  wspominała po wojnie: „Państwo Górscy są aniołami, bohaterami, ludźmi arcyuczciwymi”.

Fot. 1. Janina i Marceli Górscy - zdjęcie ślubne z 1928 r.; fotografia ze zbiorów Izabeli Szatkowskiej-Majczyno; źródło: „Otwoccy Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”, „Gazeta otwocka”, wydanie specjalne, lipiec 2012

     Życiorys Marcelego Górskiego jest w zasadzie gotowym scenariuszem na film sensacyjny – nieraz ocierając się o śmierć ratował z narażeniem życia otwockich Żydów. Na jego niezwykłą historię natknęliśmy się zupełnie przypadkowo, przeszukując archiwa Instytutu Pamięci Narodowej.

     Nadszedł czas żeby wreszcie przedstawić losy małżeństwa Górskich, związanych nierozerwalnie z naszą nadwiślańską ziemią.

Artykuł zawiera nigdy niepublikowane fakty z życia Państwa Górskich.

     Otóż, Marceli Alojzy Górski urodził się w Powsinie 18 czerwca 1901 roku. Był synem Wojciecha Górskiego – sklepikarza z Powsina – i Rozalii ze Słońskich. Jego chrzest odbył się 19 czerwca 1901 roku w kościele św. Elżbiety w Powsinie, a chrzestnymi zostali Henryk Pindelski i Anna Kobiałka.

     Ojciec chrzestny, Henryk Pindelski, z zawodu organista w kościele powsińskim, był synem walecznego powstańca styczniowego – Walentego Pindelskiego, odznaczonego za udział w Powstaniu srebrnym Krzyżem Zasługi.

     Mając na uwadze, że Wojciech Górski prowadził sklep w latach 1895-1907 w centralnym punkcie Powsina, koło kościoła, a Henryk Pindelski jako organista często widywał się z Wojciechem, nie dziwi fakt wybrania go na ojca chrzestnego. Niewykluczone, że Wojciech Górski znał „cicho szeptaną” historię Walentego Pindelskiego, ojca Henryka, jak to rozprawiał się z zaborcą.

Ojciec Marcelego zmarł w 1929 roku. 

     Rodzina Górskich od dawna była związana z Urzeczem.

Pra-pradziadkowie Marcelego - Wojciech i Marianna - pochodzili ze wsi Warszewice, położonej na prawym brzegu Wisły w okolicach Góry Kalwarii. Ich syn Jan (pradziadek Marcelego) ożenił się w 1817 roku z Małgorzatą Smażyńską, córką Jana i Apolonii z Golików gospodarzy z Jeziorny, z rodziny od dawna zakorzenionej w parafii powsińskiej.

     Para Jan i Apolonia Górscy mieli syna Jana (dziadek Marcelego), który po ślubie w 1853 roku osiadł na stałe w Bielawie, skąd pochodziła jego żona Rozalia z domu Nowakowska, córka Pawła i Katarzyny z Kanclerskich.

     Para ta, z kolei, miała syna Wojciecha urodzonego w Bielawie, który 5 lutego 1895 roku ożenił się z pochodzącą z Dybowa w parafii radzymińskiej Rozalią Słońską. Wojciech Górski i Rozalia w parafii Powsin doczekali się kilkorga dzieci: córek Elżbiety i Franciszki oraz synów Marcelego i młodszego Wacława.

     Po 1907 roku ich losy nie są znane, ale można przypuszczać, że wyprowadzili się do dynamicznie rozwijającego się Otwocka, gdzie zapewne z powodzeniem prowadzili sklep.

     Ich zasoby finansowe starczały zapewne, aby wykształcić dzieci, bowiem – chociażby – Marceli oprócz szkoły powszechnej ukończył 3-letnią wieczorową szkołę handlową.

     Marceli w latach 1918-1922 pełnił służbę w Wojsku Polskim, a konkretnie 1 Dywizjonie Artylerii Konnej stacjonującym przy ul. 29 Listopada w Warszawie – doszedł aż do stopnia starszego sierżanta. Jednostka ta brała czynny udział w wojnie polsko-bolszewickiej (1919-1921).

     Marceli Górski ożenił się 29 lipca 1928 roku z Janiną Bąk z Otwocka, córką Szymona. Młode małżeństwo Górskich zamieszkało w Otwocku przy ulicy Odynieckiej.

     W okresie międzywojennym Marceli Górski był rzeźnikiem.

Do 1939 r. prowadził sklep masarski w Otwocku, gdzie miał stragan z mięsem (jatkę) przy ulicy Karczewskiej. Chociaż zawodowo specjalizował się w uboju bydła, to przynajmniej do wojny w swoim sklepie sprzedawał głównie mięso wieprzowego. 

Fot. 2. Fragment książki telefonicznej Otwocka prawdopodobnie z przełomu lat 1939-1940; źródło - Internet, portal https://genealogyindexer.org; widoczne nazwiska Józefa Gelbluma (właściciela hurtowego składu piwa) i Marcelego Górskiego (handlowca i rzeźnika), których życiowe ścieżki wkrótce miały się skrzyżować ...

 

     Po ataku Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. został zmobilizowany i walczył w składzie 3-go Konnego Pułku w Mińsku Mazowieckim. Wojna obronna nie trwała dla żołnierzy z tej jednostki długo - po tygodniu od chwili stawienia się pod broń Marceli wraz z innymi został odesłany do domu. 

     Po 1939 r. Górski otrzymał od władz niemieckich prawo do sprzedaży w tym mieście mięsa na kartki. Była to pewnego rodzaju szansa dla dalszego prowadzenia interesu, ale przede wszystkim szansa na przeżycie rodziny Górskich. Okazało się, że tą szansą Marceli Górski podzielił się z innymi.

     W okresie okupacji pobliski Karczew, leżący około 4 kilometry na południowy-zachód od Otwocka (na wysokości lewobrzeżnej wsi Gassy), zasłynął z nielegalnego uboju zwierząt i szmuglowania żywności dla głodującej Warszawy.

     Na tym dogodnym położeniu korzystali wszyscy okoliczni mieszkańcy trudniący się handlem żywnością.

     Karczew, nazywany w gwarze okupacyjnej „Prosiakowem”, był główną bazą zaopatrzenia Warszawy w tłuszcze, mięso i wyroby mięsne.

     Jabłonna i okolice zostały zamienione w rozległą wytwórnię wódek, stamtąd szły także warzywa. Rembertów dla odmiany był monopolem tytoniowym. Radzymin nie miał określonego oblicza. – Były tu bimbrownie, wywożono trochę mięsa, jarzyn, owoców. Piaseczno i Góra Kalwaria dostarczały stolicy mąkę, pieczywo w dużych ilościach oraz trochę mięsa. Grójec, Brzostowiec i Nowe Miasto nad Pilicą stanowiły ogromne bazy mąki, kaszy, pszenicy, żyta, kartofli i mięsa.

     Pierwsi Żydzi zaczęli osiedlać się w Otwocku pod koniec XIX wieku. W owym czasie Otwock rozwijał się już jako uzdrowisko i ośrodek wypoczynkowy dla mieszkańców pobliskiej Warszawy.

     Ze względu na to, że nie wprowadzono w mieście żadnych ograniczeń w nabywaniu nieruchomości i osiedlaniu się Żydów, zaczęli oni przybywać do Otwocka w dużej liczbie. Byli to głównie litwacy – Żydzi z zachodnich guberni Rosji, którzy po 1881 r. uciekli przed pogromami.

     Wkrótce po wschodniej stronie torów wyrosła dzielnica żydowskich pensjonatów, restauracji i domów mieszkalnych. Żydowski Otwock dzielił się na dwie części: willową i uzdrowiskową, w której mieszkali zamożni, zasymilowani Żydzi (lewa strona torów) oraz okolice placu bazarowego, gdzie w niewielkich, drewnianych domkach mieszkali Żydzi biedni.

     Miasto było bardzo popularnym miejscem wypoczynku dla Żydów z Warszawy, którzy stanowili trzy czwarte tutejszych kuracjuszy. W 1916 r. Otwock uzyskał prawa miejskie i obecną nazwę. Wówczas powstała także samodzielna gmina żydowska. Wcześniej otwoccy Żydzi należeli do gminy w Karczewie.

     W 1939 r. osiemdziesiąt procent sklepów i warsztatów posiadali Żydzi. Zajmowali pierwsze miejsca zwłaszcza wśród szewców, krawców, fryzjerów, fotografów, zegarmistrzów, poligrafów, kamaszników, tapicerów, rymarzy, czapników. Byli też właścicielami ponad połowy nieruchomości na terenie Otwocka. Centrum miejscowego handlu stanowił działający w każdy piątek jarmark.

     W 1939 r. w mieście żyło około 10 tysięcy Żydów, stanowiąc 55 procent ogółu mieszkańców.

     1 września 1939 r. Otwock został zbombardowany przez Niemców. Ładunek trafił między innymi w budynek zakładu leczniczego towarzystwa „Centos” przy Glinieckiej, gdzie przebywało 180 dzieci. Siedmioro zginęło, 32 zostało ciężko rannych.

     Od początku okupacji niemieckiej Żydzi zostali poddani szykanom ze strony Niemców: obcinaniu bród, rabowaniu mieszkań, sklepów, biciu. Część Żydów została zmuszona do pracy w koszarach.

     W październiku 1939 r. Niemcy spalili otwockie synagogi.

Od listopada 1939 r. Żydzi musieli nosić opaski z Gwiazdą Dawida i oznaczać swoje sklepy.

Od marca 1940 r. ich majątek podlegał kontroli władz niemieckich. Od 1940 r. Żydzi nie mogli korzystać z kolei, kolejek podmiejskich i publicznych środków transportu. W tym roku w całym Generalnym Gubernatorstwie rozwiązano stowarzyszenia żydowskie, z wyjątkiem tych o charakterze opiekuńczym.

     31 grudnia 1939 r. utworzono w Otwocku Judenrat (niem.: Rada Żydowska). Judenrat to ogólna nazwa używana na określenie utworzonych przez Niemców organów administracji społeczności żydowskiej w okresie przed i podczas II wojny światowej na terenie Europy Środkowo-Wschodniej.

     Latem 1940 r. wywieziono kilkudziesięciu młodych Żydów do obozu pracy przymusowej w Tyszowcach na Lubelszczyźnie – Judenrat musiał dostarczyć robotników.

     4 listopada 1940 r. Niemcy utworzyli w Otwocku getto, w którym zgromadzili około 12 tysięcy Żydów. Składało się z trzech dzielnic: „miasteczkowej”, „środkowej” oraz „kuracyjnej” (teren sanatorium „Brijus”, zakład „Zofiówka” i zakład towarzystwa „Centos”).

     Nad przeprowadzką Żydów do getta nadzór sprawowała żydowska Policja Getta w Otwocku, której komisariat mieścił się przy Samorządowej 9.

Fot. 3. Brama wjazdowa do otwockiego getta; źródło - Internet, konto „Żydzi Otwoccy” na portalu Facebook: https://www.facebook.com/ZYDZI.OTWOCCY; zdjęcie ze strony: http://www.vilnaghetto.com

 

     Początkowo na wyjście z getta obowiązywały przepustki, jednak unieważniono je 29 maja 1941 r. pod pretekstem tyfusu. W okresie okupacji niemieckiej Żydzi stracili główne źródło dochodów, jakim byli letnicy i kuracjusze. Zajmowali się wyprzedażą swojego dobytku lub szmuglowaniem żywności, co często robiły dzieci. Judenrat uruchomił Wydział Opieki Społecznej, który między innymi zajmował się pomocą lekarską.

     W pogarszających się warunkach w getcie ponad 2 tysiące Żydów zmarło z głodu i chorób. 19 sierpnia 1942 r. Niemcy rozpoczęli akcję likwidacji dzielnicy żydowskiej. Do getta wjechały ciężarówki z Ukraińcami, a przez megafon ogłoszono, że pod groźbą spalenia dzielnicy należy wyjść z domów. Następnie wszyscy mieszkańcy musieli stawić się na placu przy ul. Górnej, w pobliżu torów kolejowych.

     Spędzano Żydów na plac, strzelając do nich. Zgromadzono tam 8 tysięcy ludzi. Część lekarzy „Brijusa” i „Zofiówki” popełniło samobójstwo w czasie likwidacji.

Pozostałych pracowników i chorych spędzono do pawilonu pierwszego w Zofiówce. Ciężej chorych rozstrzelano na miejscu. Dzieciom Niemcy roztrzaskiwali głowy.

W sumie zginęło w sanatorium tego dnia 140 osób. Zamordowano również dzieci z ośrodka „Centos” oraz personel.

     Po południu 8 tysięcy otwockich Żydów załadowano do 50 wagonów towarowych, po czym wywieziono do niemieckiego nazistowskiego obozu Treblinka, gdzie zginęli 20 lub 21 sierpnia 1942 roku.

Fot. 4. Bocznica kolejowa w Otwocku - 19 sierpnia 1942 roku. W oddali otwoccy Żydzi siedzą na ziemi przez noc czekając na transport do Treblinki. Zdjęcie wykonane potajemnie z przejeżdżającego pociągu. Fotografia ze zbiorów Żydowskiego Instytutu Historycznego; Internet: portal Wikipedia, strona: https://pl.wikipedia.org

 

     Przez kilka następnych tygodni żydowscy policjanci, których pozostawiono na miejscu, musieli uprzątnąć getto oraz pomagać wyciągać pozostałych Żydów z kryjówek. Znalezione osoby rozstrzeliwano, grzebiąc w zbiorowych mogiłach na terenie getta (największa znajduje się przy ul. Reymonta, inne pomiędzy ul. Górną i Staszica, na terenie „Zofiówki” oraz w pobliżu zakładów „Marpe” i „Centos”). Ogółem zamordowano w ten sposób od 3 do 4 tysięcy osób.

     Nieliczni Żydzi otwoccy ocaleli dzięki pomocy Polaków.

 

     Uratowanie żydowskiej rodziny Gelblumów przez małżonków Janinę i Marcelego Górskich w Otwocku to jeden z najbardziej szczegółowo opisanych przypadków pomocy udzielanej Żydom przez Polaków.

     Gelblumowie byli właścicielami restauracji przy ul. Siennej 4 w Warszawie i rozlewni piwa w Otwocku przy ul. Bazarowej 7, z wyłącznością na dostawy piwa Haberbusch wzdłuż całej linii otwockiej, aż do Celestynowa.

Fot. 5. Otwockie getto; źródło - Internet, konto „Żydzi Otwoccy” na portalu Facebook: https://www.facebook.com/ZYDZI.OTWOCCY; zdjęcie ze strony: http://www.vilnaghetto.com

 

     Formalnie właścicielem „Hurtowego Składu Piwa w Otwocku” był Józef Gelblum, jakkolwiek z przekazów wynika, że jego ojciec Chanin Gelblum nieoficjalnie piastował stanowisko współwłaściciela rodzinnej firmy. 

     W siedmioosobowej rodzinie Gelblumów było sześcioro rodzeństwa. Najmłodszym dzieckiem Chanina Gelbluma był syn Artur. W chwili wybuchu wojny miał dziewięć lat.

     Abraham Gilboa (wcześniej Artur Gelblum) wspominał po wojnie: „(…) Pewnego dnia, w piątek nad ranem, obudził mnie odgłos walenia młotami, tuż obok, w zasięgu wzroku. Okazało się, że to bombardowanie – trafili w żydowski dom sierot Centos, zabito kilkoro dzieci. Wybuchła panika, a wraz z nią pogłoski, że Niemcy są tuż-tuż. Uciekliśmy do pobliskiego lasu. Ukrywaliśmy się tam około tygodnia. Wykopywaliśmy kartofle i zrywali pomidory. Nigdy już takich nie jadłem: w ich słodkim, jędrnym, pachnącym miąższu zawierała się esencja nasłonecznionej ziemi, smak życia. Raz, gdy z jedną z koleżanek kucaliśmy przy krzewach, świsnęły koło nas kule i tej dziewczynce oberwało obcas z pantofla. Zwialiśmy co sił. Wtedy starsi uznali, że siedzenie w lesie nie ma sensu i wróciliśmy do domu.

Tego samego dnia Niemcy wdarli się do sąsiada i zastrzelili psa. Ogólnie jednak jednostka, która kwaterowała w Otwocku, składała się z przyzwoitych ludzi. Chcieli się zaprzyjaźnić, przychodzili do nas na piwo. Kiedyś jeden załkał: – Wy teraz narzekacie, że to czy tamto wam zabieramy, ale plan Hitlera jest taki, żeby wymordować wszystkich Żydów. Ja płaczę razem z wami. – I płakał, bo nie wierzył, że jest na świecie siła zdolna pokonać Hitlera, i lamentował, że to straszne.
Ja się boję opowiadać, ale od tego czasu Niemcy z tej jednostki stali się naszymi sprzymierzeńcami. Do tego stopnia, że jak do ich koszar przyjechało Gestapo i zakazało kontaktu z Żydami, to jeden z nich głośno się sprzeciwił: – Wy mi do Gilbluma chodzić na piwo nie zabronicie. – Inni potwierdzili: tak powiedział. Więc ci Niemcy przywozili nam z urlopów i przepustek pamiątki. Miałem od nich szesnaście albumów z plakietkami, nalepkami i znaczkami. No i sami dostawaliśmy przepustki (…).

W Otwocku mieszkało tyle samo Polaków co Żydów – chociaż to złe określenie, bo przecież my też byliśmy Polakami. W każdym razie nagle sprowadzono do miasteczka jednostkę SS. Chodzili od domu do domu, kto leżał w łóżku, zabijali. Zgonili ludzi na rynek, kilku pokazowo zastrzelili. Ja się wtedy schowałem, a brat poszedł na polski posterunek i wsadzili go do ciupy. Dopiero wówczas poczuliśmy, co to jest okupacja niemiecka. Zaczęły się szykany, powstał Judenrat, Niemcy zabierali futra, złoto, wszystko, co miało wartość (…). Aż rozpoczął się okres wysiedleń. Rozeszły się pogłoski, że wywożą Żydów na śmierć, ale ludzie nie wierzyli (…). Z czasem musieli wierzyć. Judenrat miał dostarczać czterysta osób do obozu pracy – gdy nie dostarczał, zabierano lub od razu zabijano jego członków (…).

Żydom nie wolno już było prowadzić żadnych interesów, dlatego ojciec wpadł na pomysł, że zamiast zdać firmę (rozlewnię piwa – red.) Niemcom, przechowa ją w prosty sposób: zamierzał oddać ją Piszczałowskim. Piszczałowski był aktywistą PPS i niby wielkim przyjacielem Żydów. Jak zbliżały się wybory, odwiedzał bóżnicę, zatrudniał Żydów w swoim przedsiębiorstwie, ale gdy ojciec zaproponował, że przepisze na niego piwiarnię, to Piszczałowski przechwalał się wszem i wobec: „Ja tu będę panem” (…). Więc ojciec w ostatniej chwili poszukał kogoś innego. Wybór padł na Polaka nazwiskiem Górski (…)”.

     Wcześniej żadne bliższe kontakty pomiędzy Górskim a Gelblumami nie istniały. Zadecydował niejako przypadek, bo tylko parkan dzielił rozlewnię piwa, położoną wtedy na terenie getta, od posesji Marcelego Górskiego.

     Tam też ostatecznie po zawarciu sekretnej umowy zostały przeniesione urządzenia rozlewni Gelbluma.

     Po przejęciu piwiarni w listopadzie 1940 r. Marceli Górski i jego żona Janina traktowali Gelblumów jak równych partnerów i dzielili się z nimi zyskami. Początkowo w działalności rozlewni piwa, którą przenieśli na swoją posesję przy ulicy Odynieckiej 3, niczego nie zmieniło także założenie przez Niemców getta w Otwocku jesienią 1940 r.

     Dzieci Gelbluma wymykały się z getta na podstawie podrobionych przepustek, aby w ciągu dnia pracować w piwiarni Górskich, a wracały do getta, kiedy było to konieczne.

     Bela Gelblum, wtedy dwudziestoletnia córka właściciela rozlewni, była (jak sama określiła w 1945 r.) „cichą wspólniczką” Górskiego i początkowo przychodziła oficjalnie z getta do rozlewni posługując się taką samą przepustką jak bracia.

     Marceli Górski przez cały czas rozliczał się z Belą i wypłacał jej pieniądze, dzięki którym 7-osobowa rodzina Gelbumów mogła przetrwać w getcie.

Bela Gelblum tak opisywała później Górskiego (cytat): „uważam iż działał dla dobra Żydów i Polaków gdyż byłam świadkiem jak w wielu wypadkach ludziom biednym udzielał pomocy i pożyczki”.

     Udzieloną pomoc i wsparcie rodzinie Gelblumów potwierdziło też dwoje innych ocalałych – rodzeństwo Beli Gelblum: Zofia i Leon.

To samo poświadczył mąż Zofii, który także ukrywał się z rodziną Gelblumów. 

     Marceli Górski wiele razy narażał życie, ratując z opresji swoich sąsiadów i znajomych, bez względu na pochodzenie.      

     Wykorzystywał swoje znajomości wśród Niemców, którzy za otrzymywane w różnej postaci łapówki, świadczyli mu przysługi.

     Otwocki nauczyciel, zatrudniony u Górskiego w charakterze tłumacza do kontaktów biznesowych z Niemcami, wspominał, że ten w czasie okupacji wyrabiał wielu osobom fikcyjne karty pracy (poświadczenia zatrudnienia), które uratowały niejednego przed wywozem na roboty do Niemiec.

     Innym razem Górski ukrył u siebie sierżanta Wojska Polskiego, któremu groziło aresztowanie przez Gestapo, i wyrobił mu Kenkartę na nowe nazwisko. Żołnierz przeżył wojnę, a po jej zakończeniu dalej służył w wojsku – był oficerem w jednostce wojskowej w Ostrowi Mazowieckiej.

     Do bardziej spektakularnych akcji Marcelego Górskiego należy uratowanie przed rozstrzelaniem dwóch żydowskich sióstr, kelnerek z otwockiej cukierni u Adamkiewicza.

     Górski bywał w cukierni Adamkiewicza towarzysko lub w interesach. – Kilka razy spotkał się tam nawet na wódce z samym komendantem otwockiej policji kryminalnej o nazwisku Szlicht, który zaopatrywał się u niego w mięso i piwo.

     Razem ze swoim tłumaczem pojechał na miejsce egzekucji, gdzie poświadczył, że obwinione siostry są Polkami. Aresztowanie objęło jeszcze trzy inne mieszkanki Otwocka.

     Po raz kolejny przydała się znajomość Górskiego z władzami niemieckimi. – Jak sam opowiadał po wojnie, za zwolnienie kobiet dał Szlichtowi łapówkę w postaci szynki i słoniny.

     Następnego dnia, nieświadomy nieformalnej umowy z komendantem policji, dowódca nadzorujący egzekucję odgrażał się konsekwencjami, za to, że ten wprowadził go w błąd.

Zapewne od niechybnego aresztowania uchroniła go osobista znajomość ze Szlichtem.

     Pomimo częstych kontaktów z administracją, Górski był wrogo ustosunkowany do Niemców, czego wyraz dawał publicznie. – Często zdarzało się, że w kawiarni u Baranowicza wymyślał od różnych okupantowi. „Życzliwi” donieśli i Marceli musiał zapłacić pół miliona złotych kary za obrazę władz niemieckich.

     Życie Marcelemu Górskiemu, jeszcze w okresie gdy istniało getto, zawdzięcza także Artur Gelblum. 

     Artur był jednym z tych członków rodziny Gelblumów, którzy pracowali nielegalnie w rozlewni przy ulicy Odynieckiej. – Troje rodzeństwa przedostawało się przez uszkodzone ogrodzenie parkanu. Odchylali dwie luźne sztachety od strony getta i od razu znajdowali się na posesji Górskich.

     Na spreparowanych przepustkach Artura oraz siostry Beli i brata, widniały podpisy szefa urzędu pracy Dietza, który takich dokumentów w tym czasie już nie sygnował. Były na nich też podpisy miejscowych komendantów policji i wojska. Każde fachowe oko odkryłoby, że podpisy są sfałszowane.

Fot. 6. Otwockie getto; źródło - Internet, konto „Żydzi Otwoccy” na portalu Facebook: https://www.facebook.com/ZYDZI.OTWOCCY; zdjęcie ze strony: http://www.vilnaghetto.com

 

     Dietz cały czas nie dawał Górskiemu spokoju. – Zapowiedział: „Jeśli oni tu pracują, to ja ich znajdę i zabiję”.

     Pewnego razu podjechał do rozlewni ciężarowym Citroenem, co nie wzbudziło podejrzenia obecnych w rozlewni pracowników. Gelblumowie nie zdążyli uciec. Wchodzi, wskazuje na Artura: „Ty jesteś mały Gilblum”. Na szczęście wśród oficerów, którzy przyjechali z Dietzem był pewien niemiecki kapitan znający język polski. Oficer nieraz przesiadywał z Górskimi. Teraz wrzasnął na młodego Gelbluma: „Załaduj mi tu natychmiast skrzynki z piwem !”. Ciężarówka była dość wysoka, Arturowi załadunek szedł ciężko, a kapitan krzyczy: „Co ty tak po żydowsku te skrzynki stawiasz. Równo ładuj, jak należy !”.

     Artur załadował piwo, wspiął się na samochód, kapitan szybko ruszył. Podwiózł Gelbluma do szlabanu. Ten wyskoczył błyskawicznie. Tak oto Niemiec uratował mu życie.

     Wiosną 1944 roku Górski został jednak aresztowany przez Niemców. Najprawdopodobniej miało to miejsce w wyniku donosu. Świadek relacjonował, że widział jak pewnej nocy pijany niemiecki żandarm odgrażał się: „pójdziemy aresztować świnię Górskiego”.

Do aresztowania doszło w jego mieszkaniu. Donos miał pochodzić od „miejscowego”.

     Trzeba podkreślić, że Marceli miał wielu wrogów, bo powodziło mu się wówczas nieźle w interesach. Przecież nikt nie mógł wiedzieć, że rozlewnię piwa nie zagarnął siłą i podstępem, a zarządzał nią na zasadzie porozumienia z dotychczasowym właścicielem. Miał spory majątek, i to już było wystarczającym powodem żeby zawistni ludzie chcieli mu zaszkodzić, denuncjując go u Niemców.

Jednak i tym razem zdołał ujść z życiem.

 

     Ciąg dalszy nastąpi … .

 

                                                                                      Grzegorz Kłos

 

                                                                                   Danuta Bekalarek

 

 

Materiały źródłowe:

1/ „Otwoccy Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”, „Gazeta otwocka”, wydanie specjalne, lipiec 2012;

2/ dokumenty ze zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej;

3/ metryki Parafii św. Elżbiety w Powsinie; 

4/ Internet – „Wirtualny Sztelt”, portal Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, strona https://sztetl.org.pl, publikacja opracowana na podstawie: Isker-buch; Otwock-Karczew, red. Sh. Kanc, Tel Awiw 1968, R. Lewandowski, Kronenberg, Andriolli i Wilegiatura. Podwarszawskie letniska linii otwockiej, Józefów 2012, C. Perechodnik, Spowiedź, Warszawa 2011, Prowincja noc. Życie i zagłada Żydów w dystrykcie warszawskim, red. B. Engelking, J. Leociak, D. Libionka, Warszawa 2007, S. Rakowski, Aby ślad nie pozostał... Żydzi Otwoccy – zagłada i pamięć, Otwock 2012, Żydzi otwoccy. Dzieje żydowskiej społeczności Otwocka, „Otwockie zeszyty muzealne” 2008, nr 2;

5/ Elżbieta Isakiewicz, „Ustna harmonijka”, Biblioteka Gazety Polskiej, 2000;

6/ Internet, konto „Żydzi Otwoccy”, portal Facebook: https://www.facebook.com /ZYDZI.OTWOCCY; 

7/ Aneta Jasionek, „Szmugiel żywności do Warszawy w okresie okupacji hitlerowskiej w latach 1939-1944”, Muzeum Historii Żydów Polskich, Słupskie Studia Historyczne, nr 17, 2011 r.;

8/ Paweł Ajdacki & Zbigniew Wiliński, „Karczew i okolice”, Urząd Miejski w Karczewie, 2014; 

9/ „Otwockie małe jasne”, 21 marca 2016, Internet, portal „Linia otwocka”, strona: https://linia.com.pl.

Przeczytaj również:

Ogrody Króla Jana

Burmistrz powietrzny cz.I

Zamach na Arbeitsamt – cz. I

Burmistrz powietrzny cz.II

40. rocznica wprowadzenia Stanu Wojennego

Dwór w Łyczynie

Free Joomla! templates by Engine Templates